poniedziałek, 26 marca 2012

Sól w podróży

Wszelkie rygory dietetyczne są łatwe do spełnienia gdy świadomy, odpowiednio umotywowany człowiek odżywia się w domu. Jednak współczesny świat wymaga od nas ciągłego przemieszczania się.

Stary dowcip mówił: śniadanie w Warszawie, obiad w Nowym Jorku, a …nie, nie kolacja!..lecz bagaże w Moskwie. Dziś to nie dowcip, lecz całkiem realny świat dla wielu osób podróżujących służbowo z miasta do miasta, z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent.

Po spędzeniu kilku czy kilkunastu godzin w autokarze lub w samolocie z niepokoje i przykrością odkrywa obrzęki na swoich nogach. Nieprzyjemna sprawa! Skóra robi się w miejscach obrzękniętych nieprzyjemnie naciągnięta, łydki twardawe, buty za ciasne, a tu przed nami cały dzień obrad lub zwiedzania! Już przed podróżą warto dobrze przygotować się – tak aby pokonać trasę w możliwie dobrym zdrowiu. Przede wszystkim warto zastosować dietę oczyszczająca organizm z ewentualnego nagromadzenia soli – trzy dni diety ryżowej Kempnera jest dobrym rozwiązaniem. Stosując taką dietę zjadamy na śniadanie ryż z mlekiem, na obiad ryż z pieczonym filetem z indyka plus jabłko, na kolację dowolne warzywa gotowane – jednak bez dodatków smakowych wieloskładnikowych, które zawierają sól w swym składzie. Jeżeli jest to podróż lotnicza można wcześniej zamówić dietę niskosolną dostępna w wszystkich liniach lotniczych. Jest to w istocie dieta ze zredukowana ilością soli w porównaniu do tego co otrzymują inni pasażerowie. Minusem jest trochę mdły smak potraw lotniczych, plusem to, że stewardessy przynoszą posiłki dietetyczne w pierwszej kolejności. Jeżeli nie zdążyliśmy lub zapomnieliśmy zamówić taką dietę musimy rozsądnie spojrzeć na zawartość tacy przyniesionej przez stewardessę. Zrezygnujmy z sosu pomidorowego, zjedzmy mniejsza porcją, zapomnijmy o śmietance lub mleku w proszku do kawy, zignorujmy serek topiony, precelki posypane solą oraz słone orzeszki, zjedzmy niecałą porcję – takie sposoby w istotny sposób pozwolą na ograniczenie spożycia jonu sodowego. Pamiętajmy też o wygodnych butach, lepiej trochę za dużych, luźnych skarpetkach, wygodnym ubraniu, niezbyt dużym bagażu. Nasza osobista apteczka powinna być w bagażu podręcznym, jeżeli zażywamy leki warto mieć zaświadczenie od lekarza na ten temat, zwłaszcza gdy są to zastrzyki. Nigdy nie zażywajmy podczas lotu leków wcześniej nie stosowanych! To bardzo ważne zalecenie.
Nie od dziś wiadomo, że Amerykanie kochają jeść! Obserwując mieszkańców tego jakże wielkiego i zróżnicowanego pod wieloma względami kraju, wydaje się, że najbardziej łączy mieszkańców zamiłowanie do jedzenia oraz nadanie konsumpcji pokarmów absolutnego priorytetu. Do takiego wniosku doszłam obserwując, podczas jednej z podróży za Ocean, lotnisko O’Hare International Airport w Chicago. 
Zwykle na lotnisku możemy spotkać atrakcyjne sklepy sprzedające przede wszystkim różnego rodzaju gadżety podróżne, elektronikę, walizki, plecaki, torby, pamiątki. Na lotnisku O’Hare international Airport główną oferta było pożywienie! Dziesiątki sklepów oferujących śmieciową żywność, niezwykle łatwą w konsumpcji. Łykaj mnie bez zbędnego wysiłku !  zdawały się wołać sporych rozmiarów kanapki, hamburgery, sandwicze, słowem pieczywo przełożone różnymi odmianami mięsa, z bardzo niewielkim dodatkiem warzyw, a wszystko miękkie, prawie papkowatej konsystencji - nic tylko łykać, łykać i łykać. Wszystko zawinięte w spore arkusze nieprzepuszczającego tłuszczu papieru oraz serwetki tak aby i pod tym względem konsumpcja mogła odbyć się jak najszybciej i jak najłatwiej. Żadnego siadania do stołu, rozstawiania naczyń, szukania sztućców. Tak zapakowana kanapkę można zjeść wszędzie i we wszystkich okolicznościach siedząc w poczekalni, przemierzając długie korytarze lotniska, stojąc w kolejce czy rozmawiając. Jedzeni musi być łatwe! - to główny motyw tak wyprodukowanej żywności. Zwraca uwagę mała ilość warzyw i owoców w amerykańskiej diecie. Na całym lotnisku w części odprawiającej loty do Europy znalazłam tylko jeden punkt gdzie można było kupić owoce ( w niewielkim zresztą wyborze  banany i jabłka), natomiast było co najmniej dwadzieścia punktów sprzedających hamburgery i innego rodzaju ich śmieciowe odmiany! Takie proporcje oferty żywnościowej musza działać na podróżnych, wokół mnie siedziały liczne osoby spożywające kanapki wystające z papierowych opakować i ani jednaj osoby jedzącej jabłko czy banana! Jedzenie pochłaniało wszystkich podróżnych niezależnie od wieku, podróżująca moim rejsem wycieczka starszych Amerykanów z zapałem zajadała donoszone co i raz hot-dogi, pałaszowali je także młodzieńcy i średnie pokolenie, a troskliwe mamy podtykały maluchom kolejne kęsy hamburgerów. Czy ktoś w tym kraju bywa głodny? zastanawiałam się oczekując na swój lot. Obserwacja lotniska oraz ulic wskazuje na to, że głód to zjawisko oraz uczucie w tym kraju raczej nie znane.

Brak komentarzy: