Wszelkie
rygory dietetyczne są łatwe do spełnienia gdy świadomy, odpowiednio umotywowany
człowiek odżywia się w domu. Jednak współczesny świat wymaga od nas ciągłego
przemieszczania się.
Stary dowcip
mówił: śniadanie w Warszawie, obiad w
Nowym Jorku, a …nie, nie kolacja!..lecz bagaże w Moskwie. Dziś to nie
dowcip, lecz całkiem realny świat dla wielu osób podróżujących służbowo z
miasta do miasta, z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent.
Po spędzeniu
kilku czy kilkunastu godzin w autokarze lub w samolocie z niepokoje i
przykrością odkrywa obrzęki na swoich nogach. Nieprzyjemna sprawa! Skóra robi
się w miejscach obrzękniętych nieprzyjemnie naciągnięta, łydki twardawe, buty
za ciasne, a tu przed nami cały dzień obrad lub zwiedzania! Już przed podróżą
warto dobrze przygotować się – tak aby pokonać trasę w możliwie dobrym zdrowiu.
Przede wszystkim warto zastosować dietę oczyszczająca organizm z ewentualnego
nagromadzenia soli – trzy dni diety ryżowej Kempnera jest dobrym rozwiązaniem.
Stosując taką dietę zjadamy na śniadanie ryż z mlekiem, na obiad ryż z
pieczonym filetem z indyka plus jabłko, na kolację dowolne warzywa gotowane – jednak
bez dodatków smakowych wieloskładnikowych, które zawierają sól w swym składzie.
Jeżeli jest to podróż lotnicza można wcześniej zamówić dietę niskosolną
dostępna w wszystkich liniach lotniczych. Jest to w istocie dieta ze
zredukowana ilością soli w porównaniu do tego co otrzymują inni pasażerowie.
Minusem jest trochę mdły smak potraw lotniczych, plusem to, że stewardessy
przynoszą posiłki dietetyczne w pierwszej kolejności. Jeżeli nie zdążyliśmy lub
zapomnieliśmy zamówić taką dietę musimy rozsądnie spojrzeć na zawartość tacy
przyniesionej przez stewardessę. Zrezygnujmy z sosu pomidorowego, zjedzmy
mniejsza porcją, zapomnijmy o śmietance lub mleku w proszku do kawy, zignorujmy
serek topiony, precelki posypane solą oraz słone orzeszki, zjedzmy niecałą porcję
– takie sposoby w istotny sposób pozwolą na ograniczenie spożycia jonu
sodowego. Pamiętajmy też o wygodnych butach, lepiej trochę za dużych, luźnych
skarpetkach, wygodnym ubraniu, niezbyt dużym bagażu. Nasza osobista apteczka
powinna być w bagażu podręcznym, jeżeli zażywamy leki warto mieć zaświadczenie
od lekarza na ten temat, zwłaszcza gdy są to zastrzyki. Nigdy nie zażywajmy
podczas lotu leków wcześniej nie stosowanych! To bardzo ważne zalecenie.
Nie od dziś
wiadomo, że Amerykanie kochają jeść! Obserwując mieszkańców tego jakże
wielkiego i zróżnicowanego pod wieloma względami kraju, wydaje się, że
najbardziej łączy mieszkańców zamiłowanie do jedzenia oraz nadanie konsumpcji
pokarmów absolutnego priorytetu. Do takiego wniosku doszłam obserwując, podczas
jednej z podróży za Ocean, lotnisko O’Hare International Airport w Chicago.
Zwykle na
lotnisku możemy spotkać atrakcyjne sklepy sprzedające przede wszystkim różnego
rodzaju gadżety podróżne, elektronikę, walizki, plecaki, torby, pamiątki. Na
lotnisku O’Hare international Airport główną oferta było pożywienie! Dziesiątki
sklepów oferujących śmieciową żywność, niezwykle łatwą w konsumpcji. Łykaj mnie
bez zbędnego wysiłku ! zdawały się wołać
sporych rozmiarów kanapki, hamburgery, sandwicze, słowem pieczywo przełożone
różnymi odmianami mięsa, z bardzo niewielkim dodatkiem warzyw, a wszystko
miękkie, prawie papkowatej konsystencji - nic tylko łykać, łykać i łykać.
Wszystko zawinięte w spore arkusze nieprzepuszczającego tłuszczu papieru oraz
serwetki tak aby i pod tym względem konsumpcja mogła odbyć się jak najszybciej
i jak najłatwiej. Żadnego siadania do stołu, rozstawiania naczyń, szukania
sztućców. Tak zapakowana kanapkę można zjeść wszędzie i we wszystkich
okolicznościach siedząc w poczekalni, przemierzając długie korytarze lotniska,
stojąc w kolejce czy rozmawiając. Jedzeni musi być łatwe! - to główny motyw tak
wyprodukowanej żywności. Zwraca uwagę mała ilość warzyw i owoców w
amerykańskiej diecie. Na całym lotnisku w części odprawiającej loty do Europy znalazłam
tylko jeden punkt gdzie można było kupić owoce ( w niewielkim zresztą wyborze banany i jabłka), natomiast było co najmniej
dwadzieścia punktów sprzedających hamburgery i innego rodzaju ich śmieciowe
odmiany! Takie proporcje oferty żywnościowej musza działać na podróżnych, wokół
mnie siedziały liczne osoby spożywające kanapki wystające z papierowych
opakować i ani jednaj osoby jedzącej jabłko czy banana! Jedzenie pochłaniało
wszystkich podróżnych niezależnie od wieku, podróżująca moim rejsem wycieczka
starszych Amerykanów z zapałem zajadała donoszone co i raz hot-dogi,
pałaszowali je także młodzieńcy i średnie pokolenie, a troskliwe mamy podtykały
maluchom kolejne kęsy hamburgerów. Czy ktoś w tym kraju bywa głodny?
zastanawiałam się oczekując na swój lot. Obserwacja lotniska oraz ulic wskazuje
na to, że głód to zjawisko oraz uczucie w tym kraju raczej nie znane.